obiecanki-cacanki

A zatem ... internet już mam (cóż za szczęście przeogromne :)).
Uczucie euforii zmącone jest jednak ukłuciem zazdrości (ba, ukłucie to mało powiedziane, czuję się jak po seansie akupunktury) - jak patrzę na te wszystkie zdjęcia przyjaciół co i raz podrzucających zdjęcia na Facebooka lub na Naszą Klasę.


Obżerają się bezczelnie lodami ufundowanymi potomstwu na koniec szkoły, pławią się w basenach, jadą na kanikuły. A ja, biedny żuczek, zasuwam do roboty.

Tak, wiem, pyszniłam się jak to w Anglii fajnie, bo half terms mamy.
Tak wiem, wzruszałam ramionkami mówiąc, że się nie przejmuję, że krótsze wakacje mamy.
Tak, biłam się w piersi przyrzekając, że nie będę narzekać.
Tak, kłamałam, że się przyzwyczaiłam.

Muszę się jeszcze przemęczyć całe 17 dni. A dokładnie szesnaście, bo 27 lipca jadę do Polski. Kupiłam sobie bilet myśląc beztrosko, że kończę pracę 22-go czyli wtedy gdy kończą ją wszystkie szkoły w naszej gminie.
'Aj, jaka jestem zorganizowana' - piałam w autopodziwie - 'Będę miała jeszcze czas na ostatnie zakupy i spokojne spakowanie się.'
Tymczasem okazało się, że tzw. 'outreach services' (nie wnikajcie na razie, co to jest - postaram się kiedyś wyjaśnić :)) pracują do 27 lipca WŁĄCZNIE !!!
Mam nadzieję jednak, że - ze względu na ten blog (Bo skąd ja będę czerpać inspirację? :)) - nie wyleją mnie z roboty, zgodzą się dać mi bezpłatny, jednodniowy urlop (podciągnijmy to pod 'okazjonalny') i dadzą rozgrzeszenie.
Jak nie, to trudno. JA JADĘ !!!
***
Jak na inteligentnych czytelników przystało, na pewno domyślacie się, że ten przydługaśny wstęp nie powstał bez kozery.
To moje kolejne tłumaczenie się i plątanie w zeznaniach.
Ale uwierzcie mi - JA TONĘ!!!

Tonę w tonach raportów, planowaniu planów, projektowaniu projektów, sporządzaniu list, nadganianiu ze statystykami i ... dławię się, wykonując to, czego całym moim sercem nienawidzę, co jest sprzeczne z moją naturą, co mnie dusi i tłamsi, ale co niestety(?) finansuje mi dach nad głową, chleb i wodę (z igrzysk, to tylko wyjazd do Polski :)).
W wolnych chwilach szkicuję jednak kolejne wpisy, kreślę listę tematów, które chcę poruszyć, złoszczę się, że coś zaczęłam, i nie mogę kontynuować. Jestem zainspirowana, jestem nakręcona (i zakręcona), mam wiele fajnych rzeczy do opisania, ale niestety moje energia życiowa musi na razie być skanalizowana gdzieś indziej. Jakieś tam (marne, bo marne, ale zawsze) poczucie przyzwoitości nakazuje mi bowiem przedłożyć obowiązek nad przyjemność.
Nie pozostaje mi zatem nic innego jak po raz kolejny narobić smaku wiernym czytelnikom (wiem, że tacy są - dziękuję za 'kliknięcie' na sondę - niestety sonda nieklikana zeruje się po 30 dniach, więc niech was to nie zmyli :)) i obiecać, że "już za parę dni, za dni parę ... "


Pozdrawiam gorąco znad góry brązowych teczek, które mi się śnią po nocach - pod warunkiem, oczywiście, że śpię, bo ostatnio zdarza mi się to rzadko (chyba, że w autobusie do pracy :)) !!!
super-teacherka

0 komentarze:

Post a Comment

Dziękuję za każdy motywujący i inspirujący komentarz :)