Flashcard Stories

Flashcards, czyli fiszki.
Tak to się podobno tłumaczy, ale pewności nie mam :)
Pozwólcie, że zostanę jednak przy terminie angielskim, bo jakoś te 'fiszki' mi nie podchodzą - kojarzą mi się z przedpotopowym sposobem inwentaryzacji informacji.
Zamierzam o nich dzisiaj napisać słów parę, bo to wdzięczy materiał do pracy z uczniami wszelakiej maści. Mam trochę utrudnione zadanie, bo mój laptop się zbuntował i musiałam wymienić w nim twardy dysk. Pan z serwisu przyjechał po 15 minutach od mojego telefonu, co ucieszyło mnie tak bardzo, że ... zapomniałam skopiować sobie mój piękny folder z Ulubionymi. Także bye-bye wszystkie misternie gromadzone linki (które były inspiracją do rozpoczęcia tego bloga).
A gdybym miała prawdziwe, ręcznie zapisane fiszki, to pewnie by się ostały :)

Postanowiłam się jednak nie poddawać tak łatwo.
Ja was jeszcze dopadnę!
A w kwestii flashcards ...
Jak zaczynałam nauczać angielskiego, to zaczęły się one pojawiać na rynku wraz z zalewem co raz to nowszych podręczników, głównie dla maluchów i miały postać obrazków raczej niż wyrazów. I od razu zyskały moją sympatię. Choć to co później znalazłam w necie przerosło moje najśmielsze oczekiwania.




Pomysłowość (i poczucie humoru) autorów tworzących je nie zna granic - jak choćby te alfabetyczne powyżej - czyli alfabet dla kujonów :).
Są więc flashcards z fotografiami, z rysunkami, z podpisami lub bez, albo wręcz same tylko wyrazy. Ja osobiście najbardziej lubię flashcards ze zdjęciami lub ładnymi obrazkami. Nie lubię rysunków:

- zbyt wyrafinowanych
(to ma być 'kawa'),

- dziwacznych (a to 'happy'),

- niejasnych lub zbyt uproszczonych ('łyżka')


- nieregularnych ('tea'),

- ze zbyt dużą ilością szczegółów (Czy to świąteczna kanapka?)


A szczególnie nie lubię jak karty nie są w tym samym stylu, tylko każda z innej parafii:


To oczywiście kwestia gustu. Ja cenię sobie prostotę :)

Lubię jak flashcards utrzymane są w jednakowej konwencji, choć wiem, że ten efekt jest łatwo osiągnąć przy rzeczownikach, ew. przymiotnikach i przyimkach. Trudno jest znaleść darmowe flashcards o takiej tematyce jak czynności, cechy jak np. przeciwieństwa czy bardziej specyficzne przedmioty, np. przybory kuchenne.


Zaczęłam od krytyki :) A teraz pozytywy.
Flashcards mają szerokie zastosowanie - w zależności od kreatywności nauczyciela lub rodzica.
Kilka pomysłów na wykorzystanie kolorowych karteczek ze słowami, obrazkami, zwrotami lub wszystkim na raz:
- do nauki alfabetu, nowych słów/ zwrotów,
- do grania w Czarnego Piotrusia lub Memory (jeśli dysponuje się podwójnym zestawem),
- do nauki czytania lub liczenia,
- do tworzenia zdań lub krótkich opowiadanek,
- do wklejania do zeszytów (w celach różnych - do podpisywania, jako materiał powtórzeniowy, jako info dla rodziców),
- jako jedyny często - w przypadku liczby emigrantów napływających do szkół o każdej porze roku - sposób komunikacji,
- a także do tworzenia np. gazetek ściennych (displays), które są podsumowaniem tego, co zostało przerobione.
Flashcards są bardzo pomocne nie tylko w nauce języka obcego.
Dla wielu dzieci z trudnościami w nauce, które często łatwiej rozumieją i zapamiętują bodźce wzrokowe niż werbalne są ułatwieniem w komunikacji. W formie uproszczonej lub wręcz symbolicznej świetnie sprawdzają się w nauczaniu dzieci z opóźnieniem umysłowym.
Dla dzieci głuchych i niedosłyszących – absolutnie niezbędne, stanowiące uzupełnienie migów, czytania z ust i wykorzystywania resztek słuchowych. Zresztą generalnie wspomaganie nauczania visual cues (wskazówkami wizualnymi ?) jest promowane przez wielu edukatorów, a tzw. Multisensory Approach czyli angażowanie wszystkich zmysłów zyskuje sobie coraz więcej zwolenników (choć należy pamiętać, że w niektórych przypadkach jest to raczej niewskazane, jak np. w nauczaniu dzieci nadpobudliwych psychoruchowo – aczkolwiek jest to również sprawa dyskusyjna).

Szukając materiałów do tego wpisu natrafiłam nawet na takie oto interesujące wykorzystanie flashcards. Otóż niektórzy mieszkańcy Nowego Yorku mogą kupić sobie zestaw 30 kart z ... prawami najemcy :) żeby łatwo się połapać w tym, kto za co odpowiada i jak się skontaktować z odpowiednimi instytucjami.

Flashcards można ściągnąć z wielu stron internetowych całkowicie za friko. Na niektórych stronach trzeba się rejestrować. Jest też całe multum stron, gdzie można kupić naprawdę prześliczne karty na każdy temat. Ale ja nie o tym ... :)
Są też strony, na których można stworzyć własne dzieła wiekopomne - choć moim zdaniem za dużo z tym zachodu. Po co się rejestrować, załadowywać zdjęcia, zapisywać zrobione przez siebie pomoce jakichś stronach, jak można z powodzeniem użyć Paint'a i Word'a?
W jakiejkolwiek postaci - ułatwiają na pewno życie.

Z flashcards wiążą się 2 raczej mało przyjemnie incydenty w mojej karierze nauczycielskiej – z których jednak wyciągnęłam wnioski na całe życie :)
Gdy zmagałam się, by nauczyć paru opornych osobników czytania wyrazów z głoskami /eɪ/ oraz /i:/, które zapisuje się w angielskim jako ai, ay, a_e (train, play, made) oraz ee, ea, y (meet, teach, cherry) postanowiłam, skupić się na poszczególnych podgrupach, przygotowując tony flashcards. Zasiadłam w szkolnej pracowni komputerowej z listą potrzebnych wyrazów.




W szkołach jest bardzo czuły filtr blokujący większość nieodpowiednich (lub pozornie nieodpowiednich – dmuchamy na zimne, panowie i panie ) stron internetowych. Każda gmina ma swój system filtrujący, który powoduje, że najczęściej mało co da się otworzyć. I nie tylko dotyczy to facebooków i innych portali społecznościowych (bloxa włączając – i bardzo słusznie :)) ale chociażby stron, na których są różne reklamy.
Moje wyrazy nie należały jednak do grupy skomplikowanych – ot, rzeczowniki pospolite. Nic podejrzanego ani zdrożnego w nich nie było. Jakieś tam pociągi, pory, farby, baterie i inne mięsa.
Dziarsko włączyłam Google Images i zaczęłam wklepywać. Szło mi dość gładko, jako że zasoby internetu są naprawdę bogate, choć czasami trzeba trochę poszperać. Po paru minutach doszłam do, jakżesz niewinnego, zdawało by się słowa nauczycielka (teacher). Wpisałam, kliknęłam i ... o mały włos nie spadłam ze stołka. Oczom moim ukazały się bowiem - wciśnięte między grzeczne zdjęcia i cliparty - obrazki pornograficzne, z nauczycielkami, owszem, ale mocno lub zupełnie roznegliżowanymi. Panie w otoczeniu szkolnych ław i staromodnych czarnych tablic dzierżyły atrybuty jak najbardziej kojarzące się tą profesją – druciane okularki, linijki, wskaźniki czy kredy, ale cała reszta wskazywała dobitnie, na przedmiot, jakiego ‘uczyły’. Mimo, iż zamknęłam stronę w ułamkach sekund zimny pot mnie zlał na samą myśl, co by było, gdyby w pracowni były jakieś dzieci (co w szkole na ogół zdarza się dosyć często :)). Potem jeszcze natrafiłam na bardzo nieoczekiwany i równie niecenzuralny wizerunek 'bobra' – poznając przy okazji słówko z angielskiego slangu, którego raczej, jako przykładna dziewczynka nie jestem wielką znawczynią :) Zakończyłam więc moją pracę nad długim ‘i’ i ’ej’ wyciągając z tego bardzo szybko wniosek:
NIGDY NIE PRZESZUKUJ INTERNETU PRZY DZIECIACH !!!
gdyż nie da się przewidzieć, jak różne materiały zostaną otagowane i co szanowny Wujek Google ci wciśnie.

Nauczona tym doświadczeniem przygotowywałam już kolejne pomoce w domu. Tak też było z plakatem mającym zachęcać dzieci do czytania.
W tamtym czasie pracowałam jako pedagog specjalny z dziećmi z dość sporymi problemami w nauce. Trudności te brały się przeważnie z większego lub mniejszego zaniedbania emocjonalno-socjalnego. Przy odrobinie wysiłku można było jednak ich ‘wyprowadzić na ludzi’ :). Dzieci te najczęściej pochodziły z rodzin emigranckich, w których rodzice nierzadko sami nie potrafili czytać nie tylko po angielsku, ale też w żadnym innym języku. Podandto większość z nich miała ‘mentalność życia na zasiłkach’ (‘benefits culture’) – dzieci te już w wieku 9 lat uparcie twierdziły, że one pracować nie będę, bo i po co? Ich rodzice nie pracują, żyją z zasiłków i jakoś tam sobie radzą (fragment autentycznego dialogu, przeprowadzonego przez moją koleżankę, która nadzorowała projekt polegający na prezentacji różnych zawodów i ścieżek kariery, w celu poszerzenia naszym milusińskim perspektyw życiowych).
Moim zadaniem było więc najpierw zmotywowanie towarzystwa, by w ogóle podjęły próbę
dekodowania tekstu pisanego. Nadrukowałam tony obrazków przedstawiających rzeczy, do zeksplorowania których umiejętność czytania się przydaje. A wbrew pozorom nie były to tylko książki czy gazety ale też: komiksy, etykietki, podpisy na filmach, mapy, poradniki, słowniki, tabelki, przepisy, listy zakupów, instrukcje, maile, listy, plakaty, szyldy, tablice informacyjne, rozkłady jazdy i parę innych rzeczy.


Jak i w przypadku poprzednich słów – była to super okazja do NAUCZENIA ich paru nowych rzeczowników – zdumiewające jest bowiem jak wielu oczywistych dla nas słów pokolenie telewizji i gier komputerowych nie rozumie. Nawet taka znana na całym niemalże świecie bajeczka o 3 świnkach może przysporzyć niemałych trudności. Któż bowiem w dzisiejszym zurbanizowanym świecie wie, co to słoma :) (kolejny autentyk z mojej pracy).
Jednym z owych słów tajemnych był list. Taki najzwyklejszy list.
Skąd oni mają znać takie pojęcie? Owszem, ich rodzice czasami dostają ‘listy’ czyli druczki maści wszelakiej, najczęściej z urzędów, banków lub komorników. Listów jako takich się nie pisuje (zresztą nie tylko w kręgach mniej piśmiennych – epistolografia to sztuka wymierająca). Jakże więc się ucieszyłam, gdy znalazłam fajny, dziecięcą rączką pisany liścik.


Pewna Nicola nabazgroliwszy kilka rysunków dziękowała pilotowi za udany lot. Przeczytałam z grubsza przesłanie i wydrukowany obrazek skrzętnie umieściłam na plakacie. Nie przeczytałam go jednak do końca ... i to był mój błąd...
Plakat mojego autorstwa tak zainteresował moich uczniów, że zaczęli go namiętnie oglądać. Liścik Nicoli, nie wiedzieć czemu przykuł ich największą uwagę (może ze względu na długość, a raczej ‘krótkość’ :)). Zaczęli więc dukać pod nosem. Doszli do słów ‘thanks for a nice flight’, tu na chwilę zawiesili głos, po czym z gromkim śmiechem wyryczeli na cały pokój ostatnie zdanie – do którego ja już nie raczyłam dobrnąć:


Nosz, kurcze, mogłabym to właściwie poczytać sobie za sukces edukacyjny – zainteresowali się tekstem pisanym i przeczytali go samodzielnie. Ale jakoś z dumy nie pękałam :( I mimo, iż natychmiast rzuciłam się do przerabiania plakatu, to wieść gminna po szkole poszła, że pani Super-Teacherka ma 'taaaaaki' plakat w swoim pokoju.


Wysnułam za to kolejny wniosek:
DOKŁADNIE CZYTAJ I WERYFIKUJ WSZYSTKO,
CO ZNADZIESZ W NECIE !!!
Także, jak widać na powyższych przykładach nauczanie i uczenie się to przenikające się procesy, z korzyścią dla obu stron.
Podaję te przykłady świecąc oczami ze wstydu, ale ku przestrodze !!! Może dla niektórych te wnioski są banalne i oczywiste. Ostrożności jednak nigdy dosyć, szczególnie że my nauczyciele jesteśmy na świeczniku i każde nawet najmniejsze potknięcie może nas słono kosztować.
Tak oto proste rzeczy mogą skomplikować życie :)

Na koniec dodam jeszcze, że nie jestem odosobniona we wpadkach - zdarzają się najlepszym i najbardziej doświadczonym. Magazyn Parents popełnił kiedyś taką oto okładkę :)
(Choć nie mam pewności, czy to przypadkiem nie Photoshop - ta wisząca w powietrzu główka dziecka jest podejrzana).

Następnym razem podam parę fajnych linków do stron, z których można ściągnąć gotowe flashcards, a także załaduję kilka moich własnych.
Miłego i bezpiecznego szperania po necie.
super-teacherka


3 komentarze:

Teuvo Vehkalahti said...

.Greetings from Finland. This, through a blog is a great get to know other countries and their people, nature and culture. Come take a look Teuvo images and blog to tell all your friends that your country flag will stand up to my collection of flag higher. Sincerely, Teuvo Vehkalahti Finland

Pani Tanguera, Gabiś i Magdusia said...

Pomijając Twoją wpadkę, bardzo fajny wyszedł Ci plakat. ;-) Faktycznie trzeba dobrze sprawdzać wszystko, co się znajdzie w sieci, bo wujek google sam siebie nie przefiltruje... ;-)
Pozdrawiam z Montrealu,
(też belferka, chociaż chwilowo lekko przekwalifikowana) PaniTanguera

voice said...

Witaj Pani Tanguero :)

Dzięki za słowa uznania - ja już jednak się tym plakatem tak nie zachwycam (siła skojarzeń :))

Pozdrawiam

Post a Comment

Dziękuję za każdy motywujący i inspirujący komentarz :)