Och My Blog-ogowe porządki!

Po rocznej przerwie w blogowaniu (dobrze, możecie to śmiało nazwać lenistwem), która była spowodowana różnorodnymi zmianami w moim życiu, a także przemyśleniami na temat koncepcji tego bloga ... wracam z nowym zapałem, z nowymi pomysłami i z nową stroną.

Główną inicjatorką* tych zmian jest Ilona Patro, prowadząca blog 'Blogostrefa'.
Ilona nie bez powodu nazywana jest Mamą Polskiej Blogosfery.
Organizuje spotkania, zaprasza blogerów, nawet takich pozostających daleko, daleko poza głównym nurtem blogosfery jak ja i mówi: 'Pisz!'
"To nic, że twój blog jest niszowy. To nic, że o edukacji. Jak masz coś do powiedzenia, to pisz!"
A matki trzeba słuchać, nie? :)

Z Iloną spotkałam się w szkole Kaplan International, na spotkaniu londyńskiej blogosfery, która była reprezentowana dość skromnie. Ale przecież nie od razu Kraków zbudowano!
W czasie następnego spotkania będzie nas na pewno więcej.


Nie będę ukrywać, że na londyński OchMyBlog! szłam z pewną rezerwą, spodziewając się, że pewnie spotkam tam same blogerki modowe i kulinarne (nie, żebym coś do nich miała, ale akurat moda i gotowanie to nie są moje najmocniejsze strony, he, he).
Okazuje się, że owszem, tematyka prowadznych blogów była - jak to można ogólnie nazwać - lifestyle'owa, to bardzo fajnie się nam rozmawiało o różnych rzeczach, począwszy od tego, skąd czerpiemy pomysły na blogowe wpisy, przez media społecznościowe (youtube, twitter, instagram - tematy w których jestem ciemna jak tabaka w rogu), hejterów i zarabianiu na blogach (tu też nie mogłam się wykazać żadną wiedzą :))), a na życiu w Anglii skończywszy (tu sobie trochę poużywałam!)**


Największym zaskoczeniem dla mnie było chyba jednak to, że jedna z blogerek również pracuje z dziećmi, a do tego ... w tej samej gminie, co ja!
Small world, jak powiadają, small world!

Trochę szkoda, że musieliśmy się dość szybko rozstać, ale ... dojazdy w Londynie zajmują duuużo czasu.


Więcej szczegółów możecie przeczytać na blogu Ilony.


Wracając zaś do Edukacji-Inspiracji, postanowiłam zmienić, co następuje:
- zakończyć bardzo uciążliwe pisanie postów na dwóch różnych platformach (blox i blogger) i przenieść się na własną domenę (na razie gościnnie jest to wordpress, ale wkrótce planuję więcej zmian, choć adres pozostanie ten sam!),

- zacząć pisać krócej, ale za to bardziej regularnie (i tu nie ukrywam, że liczę na silne wsparcie z Waszej strony w postaci komentarzy, gdyż nic tak nie uskrzydla blogera jak świadomość, że ktoś czyta jego dzieła wiekopomne, przez niektórych zwane owocami grafomanii),

- wyjść z szafy, przestać się chować za nickami i ukazać światu moją prawdziwą twarz :)




- a także wiele, wiele innych rzeczy, o których (mam nadzieję) dowiecie się, czytając moje nowe wpisy na blogu:



Żegnając się serdecznie z Blospotem i dziękując za dwuletnią gościnę, zapraszam Was serdecznie na mój nowy blog.

Pierwszy wpis już czeka!


__________________________________________

* drugą inicjatorką, a raczej inspiratorką zmian jest też Asia, z jej pięknym (choć wcale nie takim słodkim ;)) blogiem o wszystkich kolorach Indii. Zajrzyjcie koniecznie na jej blog Asiaya.

** Dla porządku: wszyscy uczestnicy spotkania to autorzy następujących blogów lub vlogów:

Blogostrefa
Edukacja Inspiracja
 

Majkelizm

Nat w Londynie 
Nieesia25  

 
Lisie Piekiełko
 

Riennahera

Media Fun (niestety tym razem obecny jedynie duchem, ale był jednym z inicjatorów, więc nie chciałabym go pominąć :)) 

sztuka wyboru :)

Dostałam wyróżnienie od dwóch blogerek, które bardzo cenię, więc tym bardziej jest mi miło. Najtrudniej będzie mi wytypować następców, bo nie mam aż tak dużo wirtualnych znajomości, ale spróbuję :)
Pytania dostałam tylko od Asiaji / Asiyej :)))
(jejku, jak odmienić nick Asiaya :))
Viki nie przekazała pytań dalej. Uff, mniej roboty, hi, hi.

Zasady:
Liebster Award jest to wyróżnienie otrzymywane od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawane blogerom o mniejszej liczbie obserwatorów, żeby dać im możliwość spopularyzowania bloga.
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty wybierasz i nominujesz 11 kolejnych osób (nie zapomnij ich o tym poinformować ;-) oraz zadajesz im 11 wymyślonych przez siebie pytań.
Nie wolno nominować bloga, który nominował ciebie.

Odpowiadam zatem na te zadane:
1. Kawa czy herbata?
Niestety ja w ogóle mało piję, bo jak chodzę od szkoły do szkoły, to wolę nie musieć szukać łazienki :))
(ta odpowiedź nie jest inspirująca, więc właściwie nie powinna paść na moim blogu, ale cóź, nikt nie jest bez wad :)))
Kawę piję na przebudzenie, ale nie lubię jej smaku, herbatę zaś pijam rzadko. Ostatnio mam 'fazę' na wodę z miodem i cytryną.

2. Słodko czy słono?
Zależy co i kiedy, ale raczej (niestety) na słodko.

3. Torba czy plecak.
Plecak to był atrybut mojej młodości. Potem już tylko elegancka torebka.
A teraz ... w ręku torebka, na plecach plecak z papierami, teczkami, stetoklipem, bateriami do aparatów słuchowych, tubkami, gruszką do przepychania tubek i oczywiście płyn antybakteryjny, bo uszy niektórych moich uczniów nie są często zbyt czyste :))))

4. Miasto czy wieś?
Ehhh, sama nie wiem. Generalnie jestem 'a city girl'. Zawsze mieszkałam w dużych miastach, ale odkąd się przeprowadziłam do Londynu (z dziećmi), to duże miasta mnie męczą.
Jednak wieś? Nieee, raczej jakieś mniejsze miasteczko.

5. Biblioteka czy księgania?
Jako miejsce pracy? Żadne z tych :)))
A jeśli chodzi o dostęp do książek, to przy wielu przeprowadzkach zostaje mi głównie biblioteka, choć w księgarniach się ślinię straszliwie.

6. Samolot czy pociąg?
Samolot - nie cierpię długich podróży. Choć ... samolotem też w sumie jest bardzo długo, te godziny przed i po odprawie spędzone na lotniskach ...

7. Czarno-biało czy kolorowo?
Czarno-biało to zdecydowanie nie, ale feeria barw też jest męcząca. Najbardziej lubię tak ładnie nazwane po angielsku 'colour-schemes' albo 'coordinated colours'. I one ewoluują. Kiedyś było rudo-brązowo, teraz granaty i szarości.

8. Czucie i wiara czy szkiełko i oko?
Dla ciała szkiełko, oko i czucie :)), dla duszy wiara.

9. Zbierasz zdjęcia czy wspomnienia z podróży?
Wspomnienia w głowie, zdjęcia w komputerze.

10. Mierz siły na zamiary czy zamiary na siły?
Ja mierzę jednak siły na zamiary. A i tak się często przeliczam :(

11. Lepiej grzeszyć i potem żałować czy żałować, że się nie grzeszyło?
Wolę nie grzeszyć i nie żałować :)

Moje pytania:
1. Domatorka czy 'powsinoga'?
2. Ścisłe podążanie za trendami w modzie czy własny, niezależny styl?
3. Tęsknisz za byciem dzieckiem czy dobrze ci być dorosłym?
4. Bycie sławnym czy ciche, spokojne życie?
5. Marzeniom trzeba pomagać czy nie ma się wpływu na to, co się stanie?
6. Współczesne społeczeństwa są bardzo 'dzieciocentryczne' - Zgadzasz się z tym stwierdzeniem czy nie?
7. Praca marzeń czy pozwalająca na utrzymanie na dobrym poziome?
8. Jedna rzecz na raz czy 'multitasking' (wielozadaniowość)?
9. Gdybyś mogła się przenieść w czasie i żyć w innej epoce, to jaki okres by to był?
No i nie mogłabym nie skorzystać z takiej okazji, żeby się zapytać:
10. Co/Kto cię inspiruje?
11. Podziel się Twoją ulubioną stroną, którą można by podciągnąć pod kategorię 'Edukacja'
(przyznam, że bardzo liczę na fajne odpowiedzi szczególnie na to pytanie :))))

Blog nominowane:
Emigrantka z miłości - za piękny blog, piękne zdjęcia i piękną motywację do emigracji

Logopedia Praktyczna
- za fantastyczne, inspirujące pomysły i dzielenie się z innymi swoimi zdolnościami (wiele pomocy do ściągnięcia i wydrukowania, totalnie za free)

Matka Polka w UK
- za super smakowite potrawy i inne ciekawostki z Wyspy.

Kuchnia na Wyspie
- za wszystko: piękne zdjęcia, piękne mozaiki i piękne pisanie o życiu na Wyspie

Kuchnia pod Wulkanem
- za oryginalne potrawy i bardzo czytelne 'krok po kroku', z piękną dokumentacją zdjęciową każdego etapu 'przetwórczego' :))

Ponad siebie
- za inspirujące zabawy i świetne pomysły na to jak zorganizować życie dwóm ciekawym świata chłopcom

Blogostrefa
- za super pomysł na odkrywanie i jednoczenie polskiej blogosfery i blogostrefy :))

Zofię Sumczyńską
- bo jestem zauroczona Jej witrażami i lampami.

Imigrantkę z Londynu
- za przybliżanie czytelnikom piękna tego miasta

(wychodzi na to, że ze mnie jakaś zapalona kucharka i followerka blogów kulinarnych - nic bardziej mylnego, ale te blogi mnie inpirują. Może kiedyś coś nawet ugotuję :)))
Mam nadzieję, że przejmiecie pałeczkę, choć jeśli żywicie bezbrzeżną niechęć do wirtualnych łańcuszków lub do uchylania rąbka tajemnicy, to oczywiście przyjmę to ze zrozumieniem :)

Caramellita Rozbawiona

Nie dla dzieci ... dla ludzi

Ten wpis uczestniczy w konkursie Blogerzy dla Korczaka.

Polskie Preludium
Książka “Król Maciuś Pierwszy” i jej siostra o królu na wyspie bezludnej, zawsze uwodziły mnie swoimi ilustracjami. Płócienna, twarda oprawa, zszywane, duże karty, rozdziały rozpoczynane ozdobnymi inicjałami (któż z takim pietyzmem wydaje teraz książki?), ani tym bardziej słowo wstępne napisane przez Igora Newerly, dobre trzydzieści lat temu nie wywierały jednak na mnie wrażenia.

Wielkooki chłopiec z włosami ‘na pazia’ mógł być też dziewczynką.
Mógł być mną, jako że fryzurę mieliśmy podobną (dzięki dość monotonnym 'zdolnościom' fryzjerskim mojego taty :)).

 



Chłopiec mnie fascynował. Próbowałam dopowiedzieć sobie jego historię, odgadnąć, co też mogło się stać I dlaczego wylądował na bezludnej wyspie. Lwy, mała Murzynka, rudy chłopak z cygarem dawały mi tylko fragmentaryczny wgląd w historię. W historię, której nie mogłam przeczytać.


Nie mogłam przez nią przebrnąć. Ci wszyscy ministrowie, ambasadorzy, politykierzy, 'orszaki, dworaki, szum pawich piór', skutecznie mnie zniechęcili, a ja nigdy nie ‘cnociłam’ cierpliwością.

Jeśli parę pierwszych stron mnie nie wciągnęło, książka (a czytałam namiętnie) lądowała z powrotem na półce lub w bibliotece.
“Maciusia” jednak nie odłożyłam w niedostępne miejsce. Raz po raz próbowałam wyobrazić sobie losy tajemniczego chłopca. Bez skutku.



Nie przypominam sobie, bym w dzieciństwie chciała zostać królem lub królową. Nie marzyłam o podróżach do egzotycznych krajów, wprowadzaniu reform, jeżdżeniu na słoniu.
Jeśli już o słoniu mowa, to nigdy nie myślałam też, że kapelusz z książki Antoine de Saint-Exupéry jest wężem z zawartością. Nie rozumiałam również innych aluzji. Pan zapalający lampy na jednej z gwiaz, był po prostu latarnikiem, a Mały Książe chłopcem rozmawiającym z różą.

Może nie miałam bujnej wyobraźni, albo nie rozumiałam królewskiego świata :))
A może … “Król Maciuś” jak i inne słonio-wężowo-kapeluszowe książki nie były wcale książkami dla dzieci?

Tak, wiem że przecież Korczak mówił inaczej. Sam napisał w przedmowie, że "dorośli wcale nie powinni czytać mojej powieści, bo są w niej rozdziały niestosowne, więc nie zrozumieją i będą się wyśmiewali". Choć nie można im oczywiście zabronić. Jest jednak mała szansa, że zrozumieją, a jeszcze mniejsza, że zastosują.

Ale to był wybieg.
Oczywista prowokacja, psychologiczny trick w niemalże tabloidowym stylu:
NIE WCHODŹCIE W TO!
A cóż może bardziej zadziałać na potencjalnego sprawcę, niż owoc zakazany, zagrywka na ambicjach, rzucenie rękawicy?

Ja jednak byłam dzieckiem. Do tego dzieckiem nigdy nie czytającym wstępów i przedmów. Nie dałam się więc 'podejść'. Nie podjęłam wyzwania (choć dziś myślę, że książka wpadła w moje ręce ciut za wcześnie).

“Maciuś” z książki do przeglądania, z czasem stał się książką od odkurzania.
Po drodze była też jakaś czarno-biała ekranizacja, ale też mnie zupełnie nie przekonała.

Angielskie Asocjacje

Temat powrócił do mnie niespodziewanie wiele, wiele lat później. Mieszkaliśmy już wtedy w Londynie i gdy moje dzieci dorosły na tyle, by móc spokojnie usiedzieć na dwugodzinnym przedstawieniu, zapragnęłam zorganizować im wyprawę do teatru.

A że lubię szybko wprowadzać słowa w czyny, sprawdziłam na stronie POSK-u (Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny), jakie przedstawienia będą wystawiane w najbliżej przyszłości.

“Król Maciuś Pierwszy” hmmm ... nie byłby moim pierwszym wyborem.
Ale cóż. Był to utwór jedyny.

Poszliśmy.

Wtedy właśnie, patrząc z zafascynowaniem na moje dzieci (tak, tak, nie patrzyłam na sztukę, ale głównie na moje dzieci, ktore chichrały, podskakiwały w rytm piosenek, pytały mnie się o nieznane polskie słowa i siedziały z zachwytem w oczach przez bite 120 minut – z niewielką przerwą na ciacho) zrozumiałam, że zawsze miałam rację.

To nie była sztuka (książka) dla dzieci!
A raczej była to sztuka dla dzieci, w takim samym stopniu, jak Shrek, Nemo i cała reszta kinowych hitów, były filmami dla dzieci.
Z milionem aluzji i niedomówień, z których nie wiedzieć czemu mamusie i tatusiowie śmiali się najgłośniej.

Dla najmłodszych została przewidziana tylko warstwa zewnętrzna.
Ta bajeczna, ta idealistyczna, ta do pochichrania i ta do pochlipania.
Dla starszych zaś – jeśli tylko odważyli się podnieść rzuconą przez Starego Doktora rękawicę – pozostawała do przetrawienia warstwa gorzka i twarda.
Ukazująca ich samych w przyćmionym świetle drażliwych kwestii.

Nie chcę zabrzmieć jak jeden z królewskich ministrów (minister, jak należałoby dziś uaktualnić scenariusz :)), który wie wszystko najlepiej i ma swoje najswojsze racje.
Myślę jednak – i wiem, iż teza to śmiała – że dorastając, stopniowo tracimy umiejętność myślenia jak dzieci

Nie możemy bowiem wymazać lat doświadczeń, przemyśleń, interakcji.

Ten pryzmat jest już na zawsze wbudowany w nasze głowy.
Przecedza dźwięki, wentyluje zapachy, modyfikuje obrazy.

Możemy się starać, możemy wracać do naszych dziecięcych marzeń, możemy chcieć patrzeć na świat oczyma dziecka. Ale zawsze będzie to tylko próba. Tęsknota za szczerością, naiwnością, dobrocią i prostolinijnością.

("Więc kiedy byłem taki, jak na tej fotografii, sam chciałem zrobić wszystko, co tu napisane.[...]ważne jest, kiedy naprawdę chciałem być królem, a nie kiedy o królu Maciusiu piszę").

Czy jednak jest to do końca złe? Czy dziecięce postrzeganie świata wystarcza, by spełnić marzenia? Moim zdaniem sam Korczak, uśmiercając Maciusia na Bezludnej Wyspie odpowiada wyraźnie: NIE!

Prześmiewając nasze 'dorosłe' wady, wykpiwając interesowność, łajdactwo i pychę, wplatając w losy młodego króla co i rusz intrygi i awantury, Stary Doktor chce pokazać, że ... marzenia są niezbędne, ale potrzebują bezpiecznego miejsca, gdzie mogą się wykluć i dojrzeć. Że bez mądrości i wsparcia dorosłych dzieci nie będą wiedziały, co zrobić ze swoimi prawami.

Wtedy w POSK-u, wśród innych Polaków stęsknionych za pięknem polskiego słowa, na uroczym przedstawieniu teatru Syrena zrozumiałam, jak bardzo ponadczasowa jest książka Starego Doktora. Jak bardzo jej aktualność wpisuje się we wspołczesne problemy naszego społeczeństwa.

I jak bardzo my 'starzy' i doświadczeni, jesteśmy odpowiedzialni za marzenia kolejnych pokoleń.

Z jednej strony wolność, wyznaczanie (zacieranie?) dzieciom granic, szacunek, prawo do rozwoju, do głosu, do decydowania, z drugiej strach i nieumiejętność korzystania z przywilejów.



Na jednym biegunie opieka, wielopokoleniowa mądrość, budowanie zaufania, a na drugim wykorzystywanie, manipulacja i gwałt.
Jak mądrze realizować marzenia? Jak znaleźć cieniutką granicę między wolnością a niewolą?
To trudna sztuka. Sztuka, której nie nabywa się w samotności.

Korczakowskie Kontrowersje

Zainspirowana przedstawieniem zapragnęłam wrócić do porzuconej w dzieciństwie książki.
Oryginał był w Polsce.

Z ciekawości zaczęłam więc szukać angielskiej wersji. 'King Matt the First' był dostępny w niemalże każdej księgarni internetowej.
Przeglądałam okładki i ceny. Moją uwagę przykuły jednak ... recenzje czytelników. Większość z nich rozpoczynała się od ostrzeżenia: Rodzice, zanim kupicię tę książeczkę swoim dzieciom, ważne jest, żebyście znali kontekst jej powstania. Była ona wydana w 1920 roku i była typowym produktem tamtych czasów. Jej niektóre fragmenty mogą się wg dzisiejszych standardów wydać rasistowskie. Afrykańscy królowie i plemiona przestawione są jako ludy niecywilizowane i prymitywne, a postać córki afrykańskiego króla, porusza wrażliwe feministyczne struny.



Przyznam, że to podejście mnie zszokowało i pokazało kolejny wymiar, o jakim Staremu Doktorowi się chyba nie śniło.
Nikt znający postawę Korczaka, jego poświęcenie i ofiarę, jego marzenia, by nie było dzieci głodnych, chorych i opuszczonych, by każde z nich miało swoje prawa i rosło swobodnie nie mógłby pomyśleć, że autor Króla Maciusia mógłby mieć rasistowskie zapędy.

A jednak ... jak się okazuje poprawność polityczna - kolejny element świata dorosłych - potrafi nawet w imieniu Klu-Klu dopatrzeć się konotacji z Ku-Klux-Klanem.

Mama, która napisała te słowa, napisała też na szczęście że mimo wszystko poleca tę książkę innym i zamierza przeczytać jeszcze parę pozostałych pozycji tego autora, zaczynając od dzienników z getta.

W wakacje - przymierzając się już do udziału w Konkursie - przywiozłam z Polski oba odkurzone egzemplarze przygód Maciusia.

Zamierzam przeczytać je moim dzieciom, bo choć nie są to książki dla dzieci, to - parafrazując słowa Starego Doktora - są to książki dla ludzi.*

*"Nie ma dzieci, są ludzie."
___________________________________________
cytaty i illustracje pochodzą z książki Janusza Korczaka "Król Maciuś Pierwszy", Nasza Księgarnia, Warszawa 1960, wydanie oparte na wydaniu pierwszym Towarzystwa Wydawniczego Warszawskiego z 1923, ilustracje autorstwa Jerzego Srokowskiego


zimowi naukowcy

Powiało chłodem.
Nie tylko na moim blogu :)

W Polsce podobno już trochę popadało.
W Anglii chłodnawo, ale wciąż zielono. Z odcieniami zółci.




Muszę przyznać, że co raz trudniej mi coś wrzucać na bloga, bo w pracy mam co raz więcej roboty.
Pan premier Cameron się wziął ostro za cięcia i nie wiadomo, jaki będzie los outreach services, czyli między innymi mojego 'zakładu pracy'.

W związku z tym moje szefostwo dwoi się i troi, żeby wymyślać nam co raz to nowsze zadania, w celu udowodnienia światu, że jesteśmy potrzebni i że nie można nas tak po prostu zamnkąć na cztery spusty.

A wciąż powtarzaną mantrą jest: więcej, lepiej, szybciej, wydajniej.
W związku z tym odwiedzam więcej dzieci, piszę co raz lepsze raporty i sprawozdania z wizyt, szybciej mielę jęzorem przekonując moich podopiecznych i ich rodziców, jak ważne jest noszenie aparatów słuchowych i wydajniej wypełniam stosy statystyk, formularzy, tabelek.

Gubię w tym trochę sens.

Tym bardziej, że - problem znany od wieków we wszystkich krajach chyba - wzrost płac nie następuje proporcjonalnie do wzrostu wymagań.

Ale cóż, trzeba zakasać rękawy i małymi kroczkami posuwać się do przodu.
Więc i na blogu będzie małymi kroczkami, bez długaśnych wpisów, bez miliona zdjęć, bez wielu linków.

Dziś parę pomysłów dla zimowych naukowców i badaczy świata.

Na stronie www.teachervision.fen.com można znaleźć parę pomysłów na zimowe zabawy dla ciekawych świata.

1. Jak zrobić karmnik i prowadzić obserwacje ptaków:

 

2. Jakie są rodzaje śnieżynek i jak powstają

3. Jak zrobić papierowego pingwina

I wiele innych fajnych pomysłów np: jak ogrzać jedzenie przy pomocy ciepła słonecznego, jak zrobić termometr, jak rozpoznawać zwierzęta po śladach.

Niestety można zobaczyć tylko 5 stron, później trzeba się zarejestrować. Można mieć wtedy dostęp do 7-dniowego okresu próbnego - wtedy można sobie pościągać trochę materiałów.
Następnie ... materiały są płatne, czyli co raz częstrza praktyka w internecie, co mnie szczerze powiedziawszy wcale nie dziwi :))


Jeśli przy przeszukiwaniu strony nakniecie się na reklamę, to trzeba nacisnąć na link po prawej stronie (go directly to your link)


Trzymajcie się ciepło i nie dawajcie się zimie!!!

Caramellita Zmarznięta

Światowy Dzień Blogów i Blogerów

Podobno ...
Ja, jak zwykle z milionem zaległych rzeczy do zrobienia (o obiecanych wpisach nawet nie mówię), ledwo co przyjechana z wakacji, zorientowałam się raczej późno.
Na tyle wcześnie jednak, że uda mi się chyba jeszcze wyprodukować wpis z datą 31 sierpnia :)
Mam wiele ulubionych blogów (mimo że ostatnio naprawdę rzadko mam czas po nich brykać), więc nader trudno jest mi wybrać coś tak, by było sprawiedliwie.
Wybór będzie więc na szybko, spośród blogów, które czytam najczęściej.

1. Logopedia Praktyczna - świetny blog dziewczyn-pasjonatek, którym poprawna polszczyzna i jej artykułowanie leżą mocno na sercu :)
Ze wspaniałymi zabawami i materiałami do ściągnięcia czy wydrukowania, w wiekszości autorstwa blogerek.
Ten blog reklamuję trochę po znajomości, bo podobno powinno się polecać blogi spoza własnego kręgu tematycznego, ale jest on naprawdę inspirujący.



Inne blogi, do krórych wracam z nieukrywaną przyjemnością to:

2. Zwyczajne Pakistańskie Życie - moim zdaniem bardzo niezwyczajne, a pełne przygód, niespodzianek i nie zawsze łatwych wyborów związanych z życiem w kraju baaaardzo kulturowo różnym od Polski. Asia Kusy nie skupia się jednak na dostrzeganiu negatywów, ale (tęskniąc czasami za Polską i polskością) oswaja Pakistan, poznaje tamtejsze zwyczaje, wtapia się w krajobraz, pięknie i przejmująco to opisując.

 

3. Zwiedzanie Wyspy - ciekawe wycieczki po Anglii, pisane z zacięciem historyka i z gawędziarską nutą przewodnika. Sama zamierzam skorzystać z paru sugestii (a z jednej już nawet skorzystałam :))

 

4. Cud miłości - piękny blog; tytuł mówi sam za siebie - zajrzyjcie, poczytajcie, a przekonajcie się sami.

 

5. Kuchnia na Wyspie - Magda na Wyspie (oj, jest parę tych Magd na Wyspie :)) choć twierdzi, że blog jest tylko o gotowaniu, przemyca wiele fajnych ciekawostek o życiu w Królestwie Elżbiety II (blog jest 'młody' gdyż jest kontynuacją poprzedniego bloga, który jest już niestety niedostępny).

 

6. Wszystkie Kolory Indi - blog, do którego mam szczególny sentyment, ze względu na moją (krótką, bo krótką) podróż do Indii. Wtedy nie miałam szansy odkryć nawet jednej dziesiątej z dostępnej palety. Asiaya daje mi tę szansę :)




Polecam serdecznie


Caramellita Zaczytana

Ps. Wszystkie zdjęcia zostały skopiowane ze zlinkowanych blogów i są autorstwa wymienionych blogerów.

Świat bez pałek - EYFS

Zgodnie zatem z wolą czytelników (w dwóch sondach, na Bloxie i na Bloggerze) zdecydowanie wygrał temat ocen opisowych i braku klasówek.
Na 30 osób aż 16 osób wybrało właśnie to zagadnienie.
A zatem słowo się rzekło, kobyłka u płotu.
=========================================
Angielskie dzieci są oceniane non-stop.
Różnica między polskim a angielskim system jest jednak taka, że ocenianie to odbywa się niejako przy okazji i najczęściej bez świadomości bycia ocenianym.
Oceny, których dzieci są świadome, dotyczą najczęściej zachowania, postaw, próbowania i nie poddawania się. Odbywa się to przez zdobywanie punktów indywidualnych lub dla grupy, gromadzenie nalepek, gwiazdek, kropek (które w rezultacie są sumowane i owocują np. dyplomem lub inną mini nagrodą rzeczową), a także ewaluację swoich własnych prac.


Ocena służy bowiem nauczycielowi.


Nie jest to narzędzie motywujące, nie ma na celu zapewnić dziecku promocji do następnej klasy (gdyż w Anglii nie ma czegoś takiego jak zostawanie na drugi rok - z nielicznymi, bardzo, baaaaaaardzo sporadycznymi przypadkami, dotyczącymi najczęściej dziećmi z różnymi dysfunkcjami, uczącymi się w szkołach masowych).
Ocena nie jest więc również, rzecz jasna, czymś o co należy konkurować.


Oceniając dziecko nauczyciel dowiaduje się po pierwsze o tym, jaki jest poziom jego podopiecznych, a także jaki postęp każde z dzieci zrobiło w ciągu roku.
Mając takie dane, jest w stanie po pierwsze podzielić dzieci na podgrupy, w zależności od ich możliwości, a po drugie dostosować wymagania w zależności od umiejętności i zdolności poszczególnych grup.
Oceny pomagają mu też dobrać odpowiedni program (catch-up intervention) tak, by ci słabsi mogli nadgonić.
Każdy nauczyciel - planując zadania na cały tydzień - musi przygotować zadania, które są zmodyfikowane w zależności od poziomu dzieci.
Najczęściej są to 3 grupy: low ability, mid-ability i high ability children. Otrzymują one odpowiednio uproszczony lub utrudniony materiał.
Jeszcze do niedawna każda klasa była dość sztywno podzielona na te trzy podgrupy.
Ostatnio wytyczne angielskiego Ministerstwa Oświaty zmierzają w odwrotnym kierunku. Nauczycieli zachęca się, by nie rezygnując z zadań trudniejeszych i łatwiejszych, nie trzymali się sztywno tych podziałów, ale tworzyli tzw. mixed ability groups, po to by dzieci 'mocniejsze' inspirowały te słabsze i były dla nich niejako wzorami do naśladowania.


fragment planu lekcji matematyki ze zróżnicowaniem na poziomy

Podział zostaje, jeśli chodzi o przedmioty takie jak matematyka czy angielski, gdzie pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć - jak nie umiesz tabliczki mnożenia, to nie rozwiążesz zadania z dzieleniem, a jak nie umiesz czytać prostych wyrazów typu CVC  to trudno, byś pisał rozprawkę o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą :)
Oprócz testów - przeciwko którym wielu Brytyjczyków się strasznie buntuje (bo biedne dzieci, bo to nie nauka tylko uczenie się strategii zdawania testów, bo stres - argumenty, które wg mnie są bzdurne), dzieci otrzymują tzw. teacher's evaluation czyli ocenę opartą na obserwacjach nauczyciela.


Obserwacje te jednak nie są 'od czapy' i mogą być w dużej mierze zweryfikowane.
Polegają one na tym, że na przestrzeni semestru/roku nauczyciel i TA's (teaching assistants) zużywają miliardy małych żółtych karteczek (Post-it) zapisując je notatkami o poczynaniach milusińskich, o słowach wypływających z ich słodkich usteczek, o zachowaniach pro- i antyspołecznych, itp.
Karteczki te, wraz z dziełami wiekopomnymi, tudzież wszystkim innym, co może być 'dowodem w sprawie' chowane są skrzętnie do teczek.
Proszę uprzejmie nie wczytywać się w treść karteczek, gdyż werbalnie w żaden sposób nie łączy się ona z tym wpisem :))

Chciałam to nawet sfotografować kiedyś to zjawisko, ale mi głupio było.
A widok jest przedni: plac zabaw, jazgot dochodzi do progu bólu, dzieci hasają, biegają każde w innym kierunku, a pani z karteluszkami chodzi od jednego do drugiego i notuje ile wlezie.
Kiedyś nauczyciel kojarzył się z tablicą.
Teraz z ... robieniem notatek (przynajmniej w Anglii :)



                  
   1992                                                                                    2012

Następnie, gdy nadchodzi czas podsumowań (postępy są monitorowane średni 3 razy do roku - robi się wtedy listę, umieszczając dzieci w odpowiedniej tabelce.
Pomaga to na 'namierzenie' dzieci, które nie zrobiły wymaganego postępu (tzw. 2 sublevels progress over the year - o tym za chwilę) czyli są poniżej poziomu klasy. Dla nich organizuje się różnego rodzaju zajęcia wyrównawcze.
Dzieci, które są powyżej oczekiwanego poziomu dostają dodatkowe zadania, żeby się nie nudziły.


Nie ma ocen, są jednak poziomy, z których każdy jest bardzo szczegółowo opisany - stąd też nauczyciele sprawiedliwie i w oparciu o niezbite dowody (jakimi są prace dziecka, nie jednorazowe ale gromadzone na przestrzeni czasu) mogą ocenić jego poziom i postępy.


W przeciągu sześciu lat (od Y1 do Y6) dziecko powinno przejść z poziomu 1 do poziomu 4, a dokładniej z poziomu 1C na poziom 4A. Każdy poziom ma bowiem 3 podpoziomy (sublevels).
'C' oznacza etap przechodni między jednym a drugim poziomem, 'B' to ugruntowany poziom (secure level), a 'A' to opanowanie pewnych elementów z poziomu wyżej.
Tak więc 'skala ocen' wygląda w sposób następujący:
1C
1B
1A
2C
[...]
4B
4A
i tak dalej do poziomu 8 wymaganego przy skończeniu szkoły średniej.

Zanim jednak uczniowie zaczną się piąć po szczeblach szkolnej kariery, muszą przejść przez przedszkole i zerówkę, czyli właśnie EYFS (Early Years, Foundation Stage), gdzie ocenianie odbywa się na podobnej podstawie, jednakże nie są ocenianie postępy w nauce, ale ogólne postępy w rozwoju dziecka (są dużo bardziej oparte na obserwacjach - stąd te karteczki :))

Rozwój dziecka podzielony jest na 6 kategorii:
Rozwój fizyczny, społeczny i emocjonalny
(Physical, social and emotional development)
Komunikacja, rozwój języka, umiejętność czytania i pisania
(Communication, language and literacy)
Rozwiązywanie problemów, rozumowanie i umiejętność liczenia
(Problem solving, reasoning and numeracy)
Wiedza i rozumienie otaczającego nas świata
(Knowledge and understanding of the word)
Rozwój fizyczny
(Physical development)
Kreatywność (Creative development)




fragment EYFS grid - całość możecie obejrzeć TUTAJ

Poszczególne stopnie są skonstruowane w oparciu o wiedzę z zakresu pedagogiki rozwojowej i naczęściej występują w kolejności opisanej w tabelce.
Kolejne etapy nie muszą się jednak pojawiać w wyznaczonej kolejności (w przeciwieństwie do ocen opisowych w klasach wyższych) i czasami zdarza się, że dziecko przeskakuje niektóre z nich - co jest później opisane o ocenie końcowej.


Dla przykładu przetłumaczyłam (czasami pewnie nieudolnie, ale przyznaję, że już mi niektóre polskie terminy z dziedziny pedagogiki umknęły :)) opisy poszczególnych etapów z zakresu wiedzy i rozumienia otaczającego nas świata.


Następnym razem (mam nadzieję, że nie po dwumiesięcznej przerwie :)) opiszę ocenianie w klasach 1-6.
Miłych wakacji wszystkim
Ja tradycyjnie jeszcze w pracy przez kolejne 2 tygodnie :(
Caramellita

Przekornie ...

Parę dni temu znalazłam w necie takie śmieszne zdjęcie:



Ta rzeźba została wykonana przez uczniów szkół plastycznych na pamiątkę połączenia się dwóch placówek De Eindhovense and SintLucas w Holandii.
Popiersie tryskającego z radości człowieka symbolizuje nie tylko obopólne zadowolenie z fuzji. 
Jego powstanie może mieć bowiem znaczący wpływ na fundusze szkoły. I na ... metody wychowawcze.
4,5 metrowa rzeźba zrobiona jest bowiem w całości z gumy do żucia.

Bleeee .... możnaby powiedzieć w pierwotnym odruchu.

Jak się jednak jest dyrektorem szkoły i sporą część rocznego budżetu przeznacza się na usuwanie wyżutych balonówek spod stołów, krzeseł i wykładzin, każde rozwiązanie wydaje się godne rozpatrzenia. Szczególnie, że większość obecnych na rynku gum nie jest jeszcze biodegradowalna.

Pomysł nie jest nowy.
W Kalifornii od późnych lat pięćdziesiątych istnieje Bubblegum Alley, a w Seattle zwalczana przez miasto, lecz w końcu zaakceptowana jako atrakcja turystyczna 'Gumowa Ściana'.


Jednak w przypadku 'Wyplutego Dżentelmena' w sprawę został dodatkowo zaangażowany element motywyujący.
Przekucie złych nawyków w dobre. Wykorzystanie kotłującej się energii w pozytywnym, trochę szalonym celu.

Zamiast zakazów - swoboda działania.
Zamiast nagonki - oficjalne przyzwolenie.
Zamiast (małej, bo małej, ale jednak) szkodliwości społecznej - wspólny projekt.

Dla tych, którzy choć trochę się wgryźli w arkana psychologii, nie jest to nic nowatorskiego.

Czasami warto jednak przypomnieć sobie o dobrych, sprawdzonych metodach.

Miłego weekendu wszystkim :)

Caramellita

Ps. Dziękuję za głosowanie na temat następnego wpisu. Sondy są dwie, bo nie udało mi się zamontować takiej samej na obu stronach (na Bloxie i na Bloggerze) - jednak na obu brak klasówek i oceny opisowe są w przewadze. Poczekam jeszcze parę dni i ... zabieram się do roboty :)