Szkolne mury opuściłam już dawno temu.
Do tej pory, jednak, na słowo 'wywiadówka' dostaję wysypki. Już sama etymologia tego słowa jest podejrzana i kojarzy mi się raczej z wywiadem niż z wy... dowiadywaniem się czegoś.
Wywiadówka, była zawsze (tak mniej więcej od czwartej klasy podstawówki) traumatycznym przeżyciem dla całej naszej rodziny.
Głównie dla moich rodziców, którzy przychodzili do domu po godzinach maglowania, z wypiekami na policzkach, boleśnie uświadomieni o mało chwalebnych poczynaniach ich córki.
O zatajanych kolekcjach dwój (a co, miałam się chwalić?), o nieodrabianych pracach domowych, nieprzynoszonych podręcznikach, nieużywanych spodenkach na w-fie (chciałam w dresach, ale dres nie był zdaniem mojej pani wystarczająco sportowym strojem).
O braku kapci na zmianę, krepiny na ZPT-y, linijki do podkreślania tematów czy referatu o Słowackim (nienawidziłam Romantyzmu tudzież pani od polskiego - tej, która nastała po
Pani Nieprzytomnej, więc chyba wszystko jasne).
Na dodatek musieli się nasłuchać tyrad o moim niewyparzonym języku, pyskowaniu, zbuntowaniu, rzucaniu w nauczycieli papierowymi kulkami, gadaniu na lekcji, itp., itd.
Jedynym światełkiem w tunelu było łaskawe uznanie dla moich rozlicznych zdolności i talentów, które jednak upchane w zwrocie 'zdolna ALE leniwa' traciło dziwnym trafem swoją pozytywną moc.
Dla mnie również nie było to miłe przeżycie.
Im później następował powrót rodziców, tym gorszą wróżyło to burzę.
Bo oznaczało to, że musiała nastąpić konieczność odwiedzenia większej liczby nauczycieli (i rozszerzenia mojej listy przewinień o bardziej specyficzne grzeszki).
Im później następował powrót rodziców, tym gorszą wróżyło to burzę.
Bo oznaczało to, że musiała nastąpić konieczność odwiedzenia większej liczby nauczycieli (i rozszerzenia mojej listy przewinień o bardziej specyficzne grzeszki).
Nie będę opisywać, co się działo potem (dantejskie sceny to przy tym pestka; tak mi się wydaje, bo Dantego przeczytać nie raczyłam).
Dość powiedzieć, że po przekazaniu mi 'wiadra z pomyjami', wylanymi uprzednio przez pół grona nauczycielskiego, na pewno nie czułam się zachęcona do dalszej pracy.
Owszem, miałam chwilowe zrywy (głównie, by oszczędzić rodziców w czasie następnej jatki w wykonaniu moich 'wychowawców'), ale ogólnie czułam się totalnie zdemotywowana, zmieszana z błotem i okradziona z jakiejkolwiek nadziei na przyszłość.
Doprawdy, nie wiem, jak dałam radę w ogóle zdać maturę, dostać się na studia, skończyć dwa fakultety i nawet dostać pracę w zawodzie nauczyciela?
Chyba mam silną psychikę :))
Postawmy jednak grubą kreskę między zamierzchłą przeszłością i zwalmy wszystko na mroczne komunistyczne czasy ...
Nie mam pojęcia, jak teraz w Polsce wyglądają 'wywiadówki', żywię jednakże nadzieję, że nastawienie nauczycieli ewoluowało w bardziej cywilizowanym kierunku.
Mam jednak wrażenie, że zebrania rodziców nadal mocno się różnią od tych angielskich.
A zatem dzisiaj parę słów o angielskich parents' evenings, czyli zebraniach właśnie.
*************************
1. EXCELLENT, FANTASTIC, BRILLIANT !!!
Zasada, którą kierują się angielscy nauczyciele to:
po pierwsze chwalić.
po pierwsze chwalić.
Jest to w jednej linii z ogólnym nastawieniem Wyspiarzy do życia. Nie bez powodu piosenka 'Always look on the bright side of life' powstała właśnie w kraju nad Tamizą.
I owszem, czasami trąci to powierzchownością i fałszem - osobiście wolę to jednak dużo bardziej, niż skrzywioną minę i wieczne krytykanctwo.
Na początku nieco przeszkadzały mi te przesłodzone może nieco zachwyty nad moimi dziećmi.
"Pani mówi do mnie?" - myślałam sobie w duchu. "Pani mówi o MOICH dzieciach?!
To niemożliwe!!! Moje dzieci nie słuchają poleceń, nie sprzątają bez gonienia, nie pomagają bez szemrania! :)
To niemożliwe!!! Moje dzieci nie słuchają poleceń, nie sprzątają bez gonienia, nie pomagają bez szemrania! :)
Wkrótce zrozumiałam jednak, że po wysłuchaniu tylu pozytywów (i dostrzeganiu ich we wszystkich możliwych dziedzinach) dużo łatwiej jest mi przyjąć uwagi krytyczne, sugestie czy informacje ewentualnych problemach.
Że rolą nauczyciela nie jest 'zjechanie' mnie i mojego dziecka, ale zachęcenie mnie - rodzica do współpracy.
I naprawdę nie chodzi tu o fałszywe pochwały czy przedstawianie nieprawdziwego, niepełnego obrazu.
Chodzi o zbudowanie zaufania, o pokazanie, że nauczyciel jest po stronie rodziców - i tak jak im, zależy mu na dobrym samopoczuciu i jak najlepszych osiągnięciach powierzonego mu dziecka.
2. NIHIL NOVI
W Anglii na parents' evenings rodzice przychodzą z dziećmi.
Dlaczego?
Dlatego, że są na nich omawiane postępy DZIECKA. Dotyczy to jego edukacji, jego postępów i ... występków. W związku z tym obecność najbardziej zainteresowanego jest wskazana.
Dlaczego?
Dlatego, że są na nich omawiane postępy DZIECKA. Dotyczy to jego edukacji, jego postępów i ... występków. W związku z tym obecność najbardziej zainteresowanego jest wskazana.
Wygląda na to, że w Polsce ta koncepcja wciąż jeszcze się niektórym osobom nie mieści w głowie.
Dziecko na wywiadówce?! No kuriozum jakieś!!!
Ja jednak nie wyobrażam już sobie, by mogło być inaczej.
Ostatnio przeżyłam nawet lekki szok, gdy otrzymałam kartkę z zaproszeniem na parents' evening, z postępami mojego najstarszego syna (high school), na której widniało jak wół:
Every student must attend his/her appointment, whether or not a parent is able to come along too.
Jednym słowem na 'wywiadówce' musi stawić się uczeń. Rodzice to tylko dodatek. Uda im się dotrzeć, to dobrze. Nie uda, to drugie dobrze :)
3. SHORT & TO THE POINT
Ponieważ spotkania z rodzicami odbywają się indywidualnie, zorganizowanie zebrania wymaga zdolności logistycznych :)
Dwa tygodnie przed zebraniem rodzice wpisują się na listę, zaznaczając, jaki przedział czasowy odpowiada im najbardziej. Jest to później koordynowane tak, by rodzice mający więcej niż jedno dziecko w szkole mogli spokojnie porozmawiać ze wszystkimi nauczycielami.
Zebranie rozpoczyna się zaraz po zakończeniu lekcji (ok. 15:45) i trwa najczęściej do 19-tej. Dla nauczyciela jest to więc niezły maraton.
Każdy rodzic ma ok. 10 min. na rozmowę i najczęściej wszyscy tego przestrzegają; z 3-5 minutowym marginesem.
Rozmowa dotyczy konkretnego dziecka.
Tzw. sprawy organizacyjne, komitety rodzicielskie, zbiórki pieniędzy i inne zadania kolektywne z przyczyn oczywistych nie są przedmiotem 'wywiadówek'.
Tzw. sprawy organizacyjne, komitety rodzicielskie, zbiórki pieniędzy i inne zadania kolektywne z przyczyn oczywistych nie są przedmiotem 'wywiadówek'.
4. ACTION PLAN
Nauczyciel ma wypisane najważniejsze uwagi: mocne strony i słabe punkty. Po pochwałach następuje omówienie dziedzin kulejących lub po prostu zaniedbanych. Rodzic dostaje informacje, nad czym trzeba popracować, jak to zrobić (czasami jakieś broszurki, strony internetowe, adresy instytucji, gdzie można szukać pomocy w przypadku bardziej zaawansowanych problemów).
W podstawówce dzieci mają jednego nauczyciela, który uczy ich wszystkich przedmiotów.
W szkole średniej wychowawca (form tutor) zbiera informacje od nauczycieli poszczególnych przedmiotów.
W szkole średniej wychowawca (form tutor) zbiera informacje od nauczycieli poszczególnych przedmiotów.
Nie ma ocen, ale są punkty (o tym innym razem), które pomagają ocenić, czy uczeń jest na wymaganym poziomie. Jeśli punktów jest zbyt mało, uczeń razem z wychowawcą (korzystając ze wkazówkek nauczycieli przedmiotów) stawia sobie cele (targets), nad którymi chce pracować w najbliżym czasie.
5. SHOW TIME !!!
Ponieważ angielskie dzieci nie zabierają do domów nic, oprócz pustych lunch boxów i teczki z książeczką do czytania, ewentualnie z zeszytem do prac domowych, rodzice nie mają na co dzień zbyt wielu możliwości zobaczyć wszystkich wypracowań, rysunków, prac swoich pociech (są one od czasu do czasu prezentowane na wystawach, dzieci zabierają też zeszyty do domu, ale dopiero pod koniec roku).
W związku z tym zebrania są idealną okazją, by przejrzeć się z bliska poczynaniom milusińskich.
Rodzice są zachęcani, by przyjść na zebranie nieco wcześniej, by oczekując na swoją kolejkę mieć czas na zapoznanie się z radosną twórczością nie tylko swoich dzieci, ale też całej klasy.
Przed zebraniami każde dziecko wykłada swoje zeszyty na ławkę, przy której siedzi, a na tyłach klasy organizowane są wystawy prac, fotoreportaże z wycieczek, oraz przegląd tematów, które były omawiane w danym trymestrze wraz z korespondującymi ćwiczeniami, makietami, projektami. (zebrania z rodzicami odbywają się 2-3 razy do roku).
6. THE END
Wszystkie inne sprawy załatwiane są mailowo, poprzez reprezentantów klasowych, przy pomocy 'siatki łączników' oraz na specjalnych zebraniach poświęconych np. rozpoczęciu nowego etapu edukacyjnego (przejście z KS1 do KS2 ) - o czym będzie innym razem.
Na koniec polecam Wam dwa ciekawe linki:
Parents' Evenings - dokument przygotowany przez szkocki parlament, wyjaśniający czym są, jakie korzyści przynoszą i jak przebiegają zebrania dla rodziców (wersja polska !!!)
oraz artykuł dla nauczycieli ... "Jak przetrwać zebranie z rodzicami" :)
Pozdrawiam, życząc owocnej współpracy między nauczycielami a rodzicami.
Caramellita
4 komentarze:
Trafiłam tu przez przypadek i z wielkim zainteresowaniem przeczytałam. W Polsce szkoły ciągle podlegają jakimś reformom . Tak na marginesie w wyniku jednej reformy zredukowano przedmiot mojego nauczania czyli plastykę no i mnie też przy tej okazji zredukowano :)Teraz nie uczę , ale ten temat jest mi bliski. Bardzo podoba mi się ten brytyjski system nauczania, jestem pod wrażeniem. To bardzo wartościowy blog. Pozdrawiam serdecznie.
Zosia
Witaj Zosiu,
Lubię takie przypadki :)
Fajnie, że wpadłaś i że ci się spodobało.
Ja jestem niejako ofiarą 'nadprodukcji' kadry.
Po studiach zrobiłam sobie 2 lata przerwy (tak chciałam po 'hamerykańsku' świata poznać) i już dla mnie za bardzo miejsca w państwowym szkolnictwie nie było.
Ale jak mówią, nie ma tego złego ...
Jeśli chodzi o brytyjski system, to wierz mi, nie jest on bez wad i zbieram się, by niektóre z nich obsmarować, by nie było tak słodko :)
Staram się jednak prezentować głównie dobre strony, bo moim celem jest inspirować, a nie dołować :)
Pozdrawiam
Hej, polskie negatywne podejście, to jest we wszystkich dziedzinach. Zauważyłam to dopiero w Anglii. W Polsce szklanka jest zawsze do połowy pusta, a w Anglii do połowy pełna. Chociaż tutaj jest tez więcej hipokryzji, co jest wkurzające na dłuższą metę.
Pozdrawiam.
Viki
Viki, zgadzam się, hipokryzja taka, że aż w zębach zgrzyta czasami.
Ale jak ktoś ma o mnie złe zdanie, to sobie je trzyma dla siebie (lub uchyli rombka tajemnicy jakąś sarkastyczną uwagą :))
Wystarczą mi szczere uwagi od najbliższych :)
Poza tym Anglicy są dużo bardziej wyluzowani, co - przynajmniej w moim przypadku - bardzo ułatwia pracę.
I faktycznie wszystko jest 'no problem', 'fair enough', 'good try' itp :)
Post a Comment
Dziękuję za każdy motywujący i inspirujący komentarz :)